środa, 27 lipca 2016

Miniaturka 2. ~ Jane Snape

Druga miniaturka, tym razem kartki z pamiętnika. Pod prysznicem naszła mnie na to taka wena, że musiałam od razu zabrać się do pisania. Mam nadzieję, że udało mi się z tych urywków złożyć względnie logiczną i spójną całość. Cóż, napiszcie mi w komentarzach, co sądzicie o pamiętnikach. Lubicie je czytać? Enjoy! ☺
-------------------------------------------------
Drogi pamiętniczku!

To mój pierwszy wpis tutaj i właściwie nie wiem od czego zacząć. Może od początku. 
Mam na imię Jane i mam jedenaście lat. Przedwczoraj dostałam swój pierwszy list z Hogwartu! Jestem taka szczęśliwa, nie mogę tego nawet wyrazić słowami! 

Rodzice są ze mnie bardzo dumni. Wczoraj byliśmy na Pokątnej, żeby kupić wszystkie podręczniki, przybory i szaty. Mama kupiła mi też cały stos uzupełniających lektur. Zaczęłam dzisiaj czytać podręcznik do Transmutacji i jestem taka podekscytowana! Zawsze podziwiałam mamę i tatę gdy czarowali. Są w tym świetni, a teraz i ja będę mogła robić to samo, co oni. Już nie mogę się doczekać, kiedy odjadę z dworca Kings Cross do Hogwartu!

Moja mama jest wspaniała. Jest kochana, ciepła i czuła, ale gdy coś zrobię źle, to potrafi mi to jasno dać do zrozumienia. Bardzo mocno ją kocham, chociaż często nie ma jej w domu. Ma własną firmę, zajmującą się zaklęciami i urokami. Często pomaga wujkowi Harry'emu w jego pracy Aurora, gdy trafi im się naprawdę ciężka klątwa. 

Zawsze, gdy mama się naraża, tatuś jest zły. On też jest wspaniały, to najlepszy tata na świecie. Nigdy nie krzyczy, na wszystko mi pozwala i zawsze całuje mamę w czoło na powitanie. Lubi się też z nią przedrzeźniać, mówiąc jej coś o jakiejś Pannie Wiem-To-Wszystko i o gniaździe gnieździe na głowie. Zawsze się zastanawiam o kogo mu chodzi, bo mamusia ma przecież takie piękne, kręcone, brązowe włosy. Zawsze jej ich zazdrościłam, bo moje są czarne i proste (na szczęście nos mam po niej, uff). 

Ale mama też nie pozostaje tacie dłużna! Zawsze wspomina mu coś o tłustowłosym nietoperzu z lochów. Swoją drogą, tatuś trochę takiego nietoperza przypomina. Nosi długie, czarne szaty i mieszka w lochach Hogwartu. Wspominałam, że uczy tam Eliksirów? Już nie mogę się doczekać na lekcje z nim! Musi być świetnym nauczycielem. Mam tylko nadzieję, że nie będzie mnie traktował ulgowo. Bardzo nie lubię, kiedy ktoś kogoś tak traktuje.

Ostatnio ostro się posprzeczali o to, do jakiego domu trafię. Ciocia Minierwa i mama były za Gryffindorem, a tatuś obstawiał Slytherin. Nie mów nikomu, ale ja najbardziej chciałabym być w Ravenclawie. Kiedy tatuś oprowadzał mnie w zeszłym roku (w tajemnicy przed mamą, więc ciii) po pokojach wspólnych w szkole, najbardziej spodobało mi się właśnie u Krukonów. Nie lubię błękitu, ale oni mieli tam tyle książek!

Mama woła mnie na obiad, muszę już iść. Dziś mają przyjść ciocia Lavender z wujkiem Ronem. Są świetni, chociaż tata za nimi nie przepada. Ciocia jest wróżbiarką, a wujek gra zawodowo w quidditcha. Lubię ich, choć na dłuższą metę są trochę irytujący.

Później napiszę ci coś jeszcze o wczorajszych zakupach. W sumie nie wiem, co się pisze w zakończeniu... W takim razie do zobaczenia napisania, pamiętniczku!

*

Kochany pamiętniku!

Jutro kolejny raz jadę do Hogwartu. To już czwarta klasa! Pierwsze trzy lata zleciały mi jak z bicza strzelił. Nie mogę się doczekać kolejnej uczty powitalnej, spotkania z przyjaciółmi, lekcji, tej niesamowitej atmosfery... Tęsknię też za Johnem. To naprawdę wspaniały chłopak, świetnie się rozumiemy, mimo, że ma typowo gryfoński charakter. Od kiedy pocałował mnie pod koniec trzeciej klasy, nie mogę przestać o nim myśleć. Ma niesamowite, błękitne oczy, które prześladują mnie w snach. Martwię się tylko tym, jak tata to przyjął. Mama, jak to ona, przytuliła mnie, życzyła powodzenia i uśmiechnęła się, ale ojciec najpierw się oburzył, a potem... John nie miał łatwego życia na eliksirach i obawiam się, że w tym roku też tak będzie.

Nadal nie mogę uwierzyć w to, że tata, którego znam z domu, tak różni się od profesora, którego znam ze szkoły. Teraz już wiem o jakim dupku z lochów mówiła mama. On naprawdę potrafi zaleźć za skórę, ale ja jestem na niego uodporniona, choć traktuje mnie jak innych: wrzeszczy, obraża, odejmuje punkty i daje szlabany. Mimo to znam go i wiem, że to tylko na pokaz, coś jak wyuczona rola, której się trzyma. Bardzo kocha mnie i mamę, wiem to. Widzę to w jego oczach, gdy odejmuje mi punkty lub gdy kłóci się z mamą. Teraz, gdy poznałam go od tej bardziej wybuchowej strony, jeszcze lepiej go rozumiem i potrafię docenić te rzadkie chwile w domowym zaciszu, gdy jesteśmy wszyscy razem. 

Dzięki szkole zaczęłam też rozumieć jego miłość do eliksirów i sama zaczynam czuć to samo. Tworzenie czegoś o niesamowitej sile magicznej, czegoś wyjątkowego z pozornie niepowiązanych ingrediencji... Kiedy siekam, miażdżę i mieszam składniki, czuję ogromną moc i radość przepływające przez całe moje ciało. Mama wielokrotnie powtarzała mi, że widzi we mnie Mistrzynię Eliksirów, ale tata jeszcze ani razu o tym nie wspomniał. Mam nadzieję, że kiedyś też to zauważy. 

Na wielu przedmiotach w Hogwarcie często wspomina się wojnę i jej bohaterów. Zawsze na początku wymienia się wujków Harry'ego i Rona oraz moją mamę (wyobraź sobie mój szok, kiedy pierwszy raz usłyszałam o tym, że to dzięki nim wygrano wojnę z Voldemortem!). Czasami mówi się też o tacie, jednak nikt nie chce nam powiedzieć, czym dokładnie się zajmował. Gdy dopytujemy się o więcej informacji, wszyscy nagle nie mają dla nas czasu lub udają, że mają do zrobienia coś pilnego... To naprawdę denerwujące, być od prawdy na wyciągnięcie ręki, jednak nie móc zacisnąć pięści, by ją złapać. Wiem, że nasz Mistrz Eliksirów robił coś, co przyczyniło się bardzo do zwycięstwa, jednak nie mogę się dowiedzieć co. Próbowałam nawet u źródła, ale on też odmawia odpowiedzi. To mnie martwi. Przecież tata nie mógł robić nic złego, prawda? On nie byłby do tego zdolny, nawet muchy by nie skrzywdził. Cóż, poszperam w bibliotece po powrocie do szkoły. Teraz muszę się porządnie wyspać. Znając moich rodziców, obudzą mnie bladym świtem. 


Dobranoc, mój drogi pamiętniku!

*

Drogi pamiętniku!

Wróciłam niedawno do Hogwartu po przerwie świątecznej i jestem totalnie rozbita emocjonalnie. Pierwszego wieczoru po powrocie, udałam się do biblioteki w poszukiwaniu materiałów potrzebnych do napisania eseju na Historię Magii. Nie przypuszczałam, że natknę się na coś takiego... Mała, cienka książeczka oprawiona w czarną skórę niemal sama wpadła mi w ręce. Tytuł głosił "Najokrutniejsi mordercy Pierwszej Wojny Czarodziejów.". Nie była mi potrzebna, jednak postanowiłam przeczytać również ją. To, co tam znalazłam... obok takich nazwisk jak Lestrange, Avery, Malfoy, Carrow czy Dołohow widniało nazwisko Snape. Tata. Nie mogę uwierzyć, że ON potrafił robić tak okropne rzeczy. Niektórych opisów nawet nie dało się czytać, były tak przerażające. Gdy dotarło do mnie to, co przeczytałam, poczułam się brudna, oszukana i zdradzona. Te wszystkie jego zbrodnie zaciążyły mi niemal jak własne grzechy... Nie wiem, czy będę mogła kiedykolwiek spojrzeć mu w oczy, nie myśląc o tych wszystkich ludziach, którzy zginęli z jego ręki. Merlinie... Jak?

*

Wczoraj postanowiłam z nim porozmawiać. Merlinie, jakie to było trudne... Nigdy nie myślałam, że przyjdzie czas, gdy będę się bała własnego ojca. Jednak to jego twarz najbardziej mnie przeraziła. Wyglądał tak bezbronnie, jakbym wydarła mu najpilniej strzeżony sekret. Być może tak właśnie było, ale w tamtej chwili to ja czułam się zraniona i żądałam wyjaśnień. 

Wtedy, pierwszy raz w życiu, zobaczyłam łzy w jego oczach. A potem zaczął mówić. To było niemal hipnotyzujące, a w miarę, jak słowa wypływały z jego ust, coraz więcej łez spływało również z moich oczu. Nie prosił bym zrozumiała, chciał po prostu, bym wiedziała. Opowiadał o tym, jakim Tobias Snape był ojcem, jak bił jego i swoja żonę... Mówił, jak wstąpił do Śmierciożerców, by poczuć się silnym, by żaden mugol, by żaden Gryfon nie ważył się już nigdy podnieść na niego ręki... Opowiadał o tym, jak zrozumiał, że popełnił błąd, ale było za późno, by się wycofać. Wspominał Huncwotów i Lily, przepowiednię, którą zaniósł Voldemortowi, dzień upadku Czarnego Pana... Zrozumiałam, choć mnie o to nie prosił, choć nie miał na to nawet nadziei. To nadal boli, ale teraz rozumiem, co ukrywa pod tymi warstwami odzieży, pod tą opryskliwością i dystansem do innych. Zdałam sobie sprawę, że nadal go kocham, chociaż nie jest to już taka sama, czysta, dziecięca miłość do wspaniałego tatusia. Teraz to miłość poddana ciężkiej próbie. Mam nadzieję, że nie zawiedziemy się nawzajem.

*

Chcę jeszcze coś dodać. Dzisiaj wróciłam z tatą na weekend do domu (uroki posiadania nauczyciela w rodzinie). Nadal jestem trochę niepewna w kontaktach z nim, ale on to rozumie, a wręcz wydaje się być zaskoczony, że go nie przeklęłam i nie uciekłam od niego jak najdalej. Kiedy zobaczyłam, jaką miłością obdarowuje mamę i mnie, jak stara się być lepszym ojcem niż był Tobias Snape... Wiem, że przeszłość nie ma znaczenia. Ludzie robią różnie rzeczy, ale najważniejsze jest to, czy żałują swoich win i czy starają się je odkupić. Tata odpokutował za swoje winy już dawno temu. Mam nadzieję, że uda nam się odbudować relacje. Mam nadzieję, że tego nie spieprzę. 

*

Kochany pamiętniku! 

Wczoraj stało się coś strasznego. Tata i mama bardzo się pokłócili, oboje byli wściekli do granic możliwości. Nie wiem, o co dokładnie się spierali, ale doszło do tego, że wyjęli różdżki i zaczęli walczyć. Może gdybym nie była tak przerażona w tamtej chwili, to byłabym pełna podziwu dla gracji i precyzji z jaką rzucali zaklęcia. Obojgu puściły hamulce, ale ojciec wyraźnie przeważał. Jedna z klątw ugodziła mamę w pierś. Jest teraz w Mungu, walczy o życie. Tata jest załamany. Przysięgał, że nigdy nie skrzywdzi ani jej, ani mnie. Dobrze, że są wakacje i byłam akurat w domu, bo inaczej nie wiem, co by mógł sobie zrobić z rozpaczy. Zachowywał się tak, jakby już ją stracił. Jego twarz będzie mnie nawiedzać w snach chyba do końca życia: ściągnięta z bólu, przepełniona tęsknotą i rozpaczą. Myśli, że mama już nigdy mu nie wybaczy. Jest bardzo uparty, zresztą oboje tacy są, a i ja to odziedziczyłam. Spróbuję mu przemówić do rozumu. Nie mogę patrzeć, jak rujnuje nasze życie. 

*

Obudziła się. 

Gdy tylko magomedycy powiadomili nas o tym, że mogą ją wyprowadzić ze stanu magicznej śpiączki, ojciec zaczął się bać. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale bał się tego, że nie wybaczymy mu i go odrzucimy. Widziałam to w jego oczach, to wielkie poczucie winy i odrazę do samego siebie. Może jestem dopiero na piątym roku w Hogwarcie, ale mam doświadczenie w rozpoznawaniu ludzkich uczuć. Mój dom, oczywiście pomijając Slytherin, który bije nas na głowę, dużą wagę przywiązuje do odczytywania emocji innych osób. Nie chodzi tu tylko o Legilimencję, ale bardziej o psychologię. My, Krukoni, wsłuchujemy się nawet w głos mugolskich uczonych. 

Gdy zaciągnęłam ojca do Munga, ten siadł z miną zbitego psa w najdalszym rogu pomieszczenia i oczekiwał wybudzenia mamy. Czasami naprawdę jest śmieszny w swoim uporze. Nie śmiał podejść bliżej, uważał, że po tym co zrobił, nie ma do tego prawa. Mama, gdy tylko się obudziła i rozeznała w sytuacji, ze stoickim spokojem kazała mu podejść bliżej. Gdy to zrobił, rzuciła się na niego i... zacałowała go prawie na śmierć! Pogodzili się. Tata nadal czuje się winny, ale razem z mamą szybko wybijemy mu to z głowy. Teraz wszystko będzie już dobrze. Jakoś.

*

Drogi pamiętniku!

Dziś kończę Hogwart... Nie wiem, co napisać, mam taki mętlik w głowie. Jestem tak dumna z siebie i swoich przyjaciół. Rodzice wciąż dają mi do zrozumienia, jak bardzo są szczęśliwi. Moja rodzicielka bardzo wylewnie, a tata na swój specyficzny sposób. Kończę szkołę z najlepszym wynikiem, również John dobrze zdał OWTM-y i teraz zastanawiamy się nad wspólną przyszłością. Tak, wspólną. John oświadczył mi się w dniu moich siedemnastych urodzin, czyli kilka tygodni temu. Mama już uważa go za syna, a ojciec... Cóż, nigdy nie lubił Gryfonów (mama i ciocia Minerwa to wyjątki, naprawdę!), ale jego wydaje się powoli tolerować. Ostatnio pozwolił sobie nawet na wypicie szklaneczki Ognistej z moim przyszłym mężem. Merlinie, jak to brzmi! Czuję się staro, gdy myślę o małżeństwie, a jednocześnie wiem, że jeszcze całe życie przede mną. To ogromna odpowiedzialność... Wiem, że podołam.

To już mój ostatni wpis tutaj. Ostatnia strona mojego dawnego życia. Mój świat zaczyna się powoli układać. Mam wspaniałych rodziców i narzeczonego, a wkrótce wyruszam w wielki świat. 

Życz mi szczęścia, drogi pamiętniku!

*

Jednak tamten wpis nie był ostatni! 

Tata zaproponował mi dzisiaj termin u jednego z Mistrzów Eliksirów w Stanach Zjednoczonych! Moje największe marzenie się spełniło! Od razu po ślubie wyjeżdżamy z Johnem na kilka lat do USA, bym mogła podjąć staż. John dostał się na Uniwersytet Sztuk Magicznych w Kalifornii. Mistrz Eliksirów, u którego będę terminować, mieszka w Teksasie. Zamieszkam razem z mężem, a do Teksasu będę się aportować. To naprawdę szczyt moich marzeń! Mama jest ze mnie taka dumna, cały czas to podkreśla, choć wiem, że kocha mnie i bez wielkich osiągnięć i sukcesów. Tata oczywiście też jest szczęśliwy, w końcu odziedziczyłam po nim talent, ale on nie pokazuje tego tak wylewnie. 

Czytałam, że w historii były tylko trzy Mistrzynie Eliksirów. To wielka odpowiedzialność, ale też wyzwanie. Mam świadomość, że to nie będzie "zabawa" z ingrediencjami jak w Hogwarcie, ale ciężka praca i ogromna wiedza, dostępna tylko dla nielicznych. Nie zawiodę i stanę na wysokości zadania, wiem to. Rodzice też to wiedzą. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego życia i lepszej rodziny. 

Uciekam się pakować. Mama i tata w tej chwili pewnie cieszą się sobą na tarasie. To ich ulubione miejsce odpoczynku, tam zawsze mogą liczyć na chwilę intymności. Gdy byłam młodsza, marzyłam o tym, by i mnie przytrafiła się tak piękna miłość, taka wypróbowana i nierozerwalna mimo przeciwności. Teraz już nie muszę marzyć. Teraz będę musiała się od nich nauczyć ja pielęgnować. 

czwartek, 14 lipca 2016

Miniaturka 1. ~ Dwa słowa

Witam wszystkich na moim nowym blogu! Pozostałe opowiadania trochę opuściłam (na całe kilka miesięcy, ale ciii), więc teraz muszę się zabrać ostro do pracy, żeby nadrobić zaległości. Wena jest kapryśna i kazała mi założyć bloga z miniaturkami Sevmione. Pierwsza z wielu (oby!) jest dość krótka, smutna i chaotyczna, ale cóż... miłego czytania!

Masywne kraty otwarły się z głuchym jękiem. Dziewczyna, leżąca na zimnej posadzce ciemnego lochu, nie miała nawet siły podnieść głowy. Wiedziała, co oznacza ten dźwięk. Kolejna porcja bólu i upokorzenia. Nie miała już nadziei na uwolnienie, wiedziała, że Zakon Feniksa nie będzie ryzykował. Odcięła się od tego, ustawiła w swoim umyśle mur i teraz schroniła się za nim, pozostawiając na wierzchu tylko strzępki świadomości. To już nie było jej ciało.

Zza kurtyny splątanych włosów ujrzała czarne buty i równie ciemną szatę swojego kolejnego oprawcy. Zatrzymał się w progu, jakby nie będąc pewnym tego, co tu zobaczył. Jednak oczekiwany przez kobietę cios nie nadszedł. Więźniarka zacharczała, próbując dźwignąć swoją głowę odrobinę wyżej, by ujrzeć mężczyznę. Zadrżała, spoglądając w jego ciemne tęczówki, których nie można było pomylić z żadnymi innymi.

Severus Snape.

Tym razem ogarnął ją strach, a mur w jej umyśle rozpadł się jak domek z kart. Wszystkie twarze, które wykrzywiały się nad nią w grymasie odrazy lub chwilowego pożądania, były bezimienne. Aż do teraz. 

- Granger... - Jego szept przeciął ciszę. - Mam cię do niego zaprowadzić.

Wiedziała, co to oznacza. Dzisiaj zginie, a zanim to nastąpi, złamią ją. Sprawią, że będzie cierpiała tak, jak nigdy przedtem. Zadrżała po raz kolejny i kiwnęła powoli głową. Podjęła decyzję - umrze z godnością. Chciała wstać, trzymając się wilgotnej ściany, jednak jej nogi odmówiły posłuszeństwa i ugięły się pod nią. 

Spróbowała jeszcze raz. Kiedy zrobiła krok, wiedziała, że upadnie. Jednak zanim jej obolałe ciało zetknęło się z brudną podłogą, oplotły ją dwie silne ręce i dźwignęły do pionu. Hermionę ogarnął korzenny, uspokajający zapach ciemnowłosego mężczyzny. Oparła się o jego ramię i pozwoliła wyprowadzić z celi. 

- Postaram się, by zrobili to szybko, Granger - szepnął po raz ostatni mężczyzna. - Nie bój się.

- Nie boję się - zapewniła.

***

Każda jej cząsteczka krzyczała. Jej ból przeradzał się w ich śmiech, jej upokorzenie było ich pożądaniem. Ciało w którym była uwięziona, już nie przypominało tego, czym było dawniej. Wszystko zniknęło w krwistej, rozedrganej masie. Uniosła wzrok na twarz kolejnego oprawcy. Oczy już ją zawodziły, ale tej sylwetki nie pomyliłaby z nikim innym. Ciemne włosy zlewały się z jeszcze ciemniejszą peleryną. W lewej dłoni trzymał maskę, w prawej różdżkę. Oboje zadrżeli. 

Sekundy stały się dla nich wiecznością, gdy wypowiadał słowa jej wyzwolenia. Dwa słowa, których tak bardzo oczekiwała. Ostatnią rzeczą, jaką zarejestrowały jej oczy, był błysk zielonego światła.

- Severusie, zakazałem wam jej zabijać! - rozległ się wrzask Czarnego Pana. - Ona była moja, Severusie! Gorzko tego pożałujesz...

Ostatnim okruchem świadomości Hermiona poczuła strach o tego mężczyznę. Jej umysł jednak wypełniło już  błogie światło, a kojący głos szeptał, że wkrótce znów spotka się ze swoim wybawcą. W lepszym świecie. W jasnym świecie.